Poznaj moją historię
- Agentka Kawka
- 7 kwi
- 9 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 25 kwi

Koniec liceum, matura i...
Nie wiem skąd to pragnienie, ale od najmłodszych lat chciałam być niezależna finansowo. Bardziej i szybciej niż moi rówieśnicy. Dlatego od kiedy pamiętam szukałam sposobu na dodatkowy zarobek. W gimnazjum pomagałam Tacie po szkole w małym punkcie ksero, który prowadził na jednej z warszawskich uczelni. W liceum byłam nianią, roznosiłam ulotki, byłam kelnerką, smażyłam gofry w Warszawskich Łazienkach.
Aż w końcu odkryłam swój talent handlowy.
2011 rok.. Zaraz po maturze zatrudniłam się w klimatycznej winiarni na Nowym Świecie. Codzienne szkolenia z sommelierami, wieczorne rozmowy o winach z gośćmi. Nie ukrywam - miałam super frajdę z tej pracy. Miałam 18 lat, zaczynałam pracę od kosztowania różnych szczepów wina, a wieczorami obsługiwałam gości, opowiadając im o tym, czego w ciągu dnia się nauczyłam.. Do tego wszystiego przy okazji był sklep, w którym znajdowały się zarówno popularne wina, jak i wyjątkowe butelki kolekcjonerskie 0,5 l – te same, które były znacznie droższe od standardowych butelek. Przez lata istnienia winiarni nikt ich nigdy nie sprzedał. Po miesiącu mojej pracy przyjechał manager na kontrolę. Kiedy z dużym zaskoczeniem stwierdził, że sprzedałam je wszystkie i zapytał jak to zrobiłam, myślałam, że zrobiłam coś złego !.. Szczerze, sama nie wiedziałam jak to się stało - nie liczyłam tego. Pamiętam, że zamiast od razu przechodzić do sprzedaży i rozmów o winach, spędzałam długie chwile, rozmawiając z klientami, którzy szukali czegoś więcej niż tylko butelki alkoholu – szukali wspomnień. To chyba wtedy zrozumiałam, że sprzedaż to przede wszystkim relacje.
Od razu dostałam propozycję awansu, ale nie skorzystałam z niej, bo..
Krótki romans z bankowością, który przerodził się w dekadę zbierania doświadzeń.
Któregoś dnia moja daleka znajoma powiedziała mi, że jej sąsiad jest kierownikiem w banku i boryka się ze sporymi brakami kadrowymi w swoim zespole. Zapytała mnie czy nie chciałabym pójść do niego na rozmowę rekrutacyjną. Miałam wtedy nie całe 19 lat i nie wiedziałam nawet jak działa konto oszczędnościowe - wyśmiałam ją. Byłam pewna, że do pracy w banku potrzebne jest wykształcenie wyższe i 100 lat doświadczeń. Bardzo szybko okazało się, że się mylę. Trafiłam na tę rozmowę i jedyne co mogłam opowiedzieć o swoim doświadczeniu to historię z winiarni. Po tygodniu dostałam telefon, że zostałam przyjęta. Szok!.. Bałam się tej pracy. Wydawała mi się strasznie poważna i trudna. Natomiast długie szkolenie wprowadzające oraz dobre zarobki (jak dla 19nasto latki) no i perspektywa rozwoju, nie pozwoliły mi z tego zrezygnować.
W tym samym czasie rozpoczęłam studia na Uniwersytecie SWPS o kierunku psychologia kliniczna, które honorowo chciałam opłacać sama, więc praca w bankowości zapewniała mi moją upragnioną niezależność.
Miała być to praca na czas studiów - później chciałam być psychoterapeutką.
To doświadczenie pokazało mi, że jestem długodystansowcem, ale też potrzebuję dłuższego rozbiegu. Pamiętam, że pierwsze dwa lata pracy były bardzo ciężkie. Tempo, wielozadaniowość, odpowiedzialność, klienci, niekończące się kolejki, a w tym całym kotle walka o realizację wyników sprzedażowych.. Powiedzieć, że to była szkoła życia to jakby nic nie powiedzieć.
Pracowałam w oddziale Hotelu Marriott (dzisiejszym Presidential) w Centrum Warszawy. Było lato 2012 i odbywało się właśnie EURO2012. Poza smykałką do sprzedaży odkryłam w sobie pasję do piłki nożnej, którą z chęcią oglądam do dnia dzisiejszego. Wtedy najbardziej interesowało mnie wyjście z pracy i dołączenie do moich znajomych, którzy studiując dziennie już dawno byli w strefie kibica.
Było trudno, myślę, że nie raz otarłam się o zwolenienie - jak nie przez Szefa to przez siebie samą.. Mówiąc delikatnie - nie byłam raczej pracownikiem miesiąca. Po kilku perturbacjach zostałam przeniesiona do oddziału, w którym tempo pracy było spokojniejsze, co nie oznacza, że tej pracy było mniej. Natomiast przynajmniej miałam czas na szkolenia, na spokojne rozmowy z klientami i przyswajanie procedur bankowych. W 2013 roku byłam już jednym z lepszych handlowców w Warszawie. Jednocześnie wciąż studiując i odkrywając co raz to większe zakamarki pracy terapeuty.
Momentem zwrotnym w moich planach zawodowych był 4 rok studiów. Odbywaliśmy wtedy obowiązkowe praktyki w szpitalu psychiatrycznym na Bródnie. To doświadczenie zostanie ze mną do końca życia. Uświadomiłam sobie, że jestem za młoda na zmaganie się z często tragicznymi historiami innych ludzi. Wiedziałam, że muszę poszukać innej drogi. Skorzystałam z opcji poszerzenia specjalizacji moich studiów i na samej końcówce edukacji postanowiłam poszerzyć specjalizację o biznes. To był punkt zwrotny! Rozpoczęłam praktyki z zarządzania ludźmi, kierowania projektami. I to było to! Odnalazłam pasję! Pamiętam jak nie mogłam doczekać się kolejnych zajęć. Spotkania ze specjalistami z różnych branż. Zapamiętałam warsztaty z Panią Irminą Gocan, która otworzyła mi oczy na trzymanie w ryzach ogromnych spółek ich specyfiki działania i naprawiania kondycji firm, które często były na dnie i o krok od upadłości. Siedziałam na tych zajęciach z otwartą buzią i wciąż chciałam dowiadywać się więcej.
Mimo, że w pracy szło mi już świetnie, realizowałam wyniki sprzedażowe, byłam wsparciem dla nowych pracowników, to wciąż miałam dopiero 23 lata i wciąż byłam bardzo nieśmiałą dziewczyną. Jednak z racji odbywanych praktyk na studiach co raz częściej myślałam sobie, że kiedyś chciałabym zostać managerem i prowadzić zespół sprzedażowy.
Pracowałam w zespole bardzo doświadczonych osób, z o wiele większym doświadczeniem niż moje. Nie wierzyłam w siebie. Ja naprawdę wtedy w siebie nie wierzyłam. Cały czas chłonęłam wiedzę poza bankiem, czytałam książki uczyłam się, spotykałam ludzi, którzy byli managerami i słuchałam z czym się zmagają. Po cichu co raz częściej myślałam o tym, że kiedyś chciałabym się w ten sposób realizować, ale wstydziłam się powiedzieć o tym na głos. No bo, że ja?!
Miałam super relacje z moją przełożoną Asią. Wpadłam na pomysł, że jeśli pojawi się rekrutacja na stanowisko managera, wezmę w niej udział, po to, żeby zobaczyć jak wygląda proces. Na pewno nie wygram, no bo niby jakim cudem?? Za młoda, za mało doświadczona.. Wezmę udział i zobaczę jak to wygląda, a do kolejnej rekrutacji będę przygotowana perfekcyjnie. Wspomniałam o tym jedynie Asi.
No i stało się. Pewnego dnia na wewnętrznej giełdzie pracy pojawia się nowa pozycja. Poszukujemy na stanowisko kierownika placówki, miejsce pracy: Warszawa. Nie mówiąc nic nikomu zgłaszam się. W liście motywacyjnym opisuję moje praktyki, szkolenia, które odbywam na studiach i dołączam ubogie w doświadczenie CV.
Pierwsza rozmowa rekrutacyjna prowadzona była przez Dyrektora Regionu. Maglował mnie z 1,5 godziny. Z tej rozmowy zostaje ze mną lekcja życia: czym różni się leader od managera? Manager zostanie sam, za leaderem pójdą ludzie. Pamiętam jak bardzo mnie to uderzyło. Taką Szefową była Asia i ja wiedziałam, że też taką szefową chcę być. Dyrektor na koniec zadał mi pytanie: "dlaczego chcesz awansować?" Opowiam mu, że chce się rozwijać, uczę się, szkole, czuje, że będę się w tym spełniać. Drugi raz pada to samo pytanie.. Więc znów opowiadam o moich praktykach na Uniwersytecie, o zajęciach, o książkach jakie ostatnio przeczytałam i mówie, że odkryłam powołanie.. Kiedy trzeci raz padło to samo pytanie myślałam, że Szef albo nie dosłyszał, albo oszalał.. Nie rozumiałam o co mu chodzi, ale konsekwentnie powtórzyłam praktycznie to samo. Uśmiechnął się tylko, powiedział do zobaczenia i wyszedł.
Po kilku dniach zostałam zaproszona na drugi etap. Centrala banku, spotkanie z Dyrektorem Makroregionalnym. Poważna sprawa. Stres jak nigdy w życiu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że Dyrektor Przemysław Rutkowski zostanie ojcem chrzestnym "Agentki Kawki".
Na tej rozmowie dowiedziałam się, że w tej rekrutacji wzięło udział wiele osób. Wszyscy mieli o wiele większe doświadczenie pracy od mojego. Pomyślalam sobie: no jasne, miło, że mimo, że nie zdobędę tego stanowiska zostałam zaproszona na rozmowę. Moje założenie poznania całego procesu rekrutacji nabrało jeszcze większego znaczenia.
Dyrektor kontynuował.. wielu ludzi, z większym doświadczeniem. Okazało się, że każdemu z kandydatów zostało zadane to samo pytanie 3 razy. "Czemu chcesz zostać managerem". Wszyscy przy pierwszej bądź drugiej odpowiedzi powiedzieli, że chcą więcej zarabiać, ale nic za tym nie szło. Okazało się, że byłam jedyną osobą, która potwierdziła chęć rozwoju, która pokazała jak dużo pracy i energii wkłada w to poza pracą, aby kiedyś w przyszłości do tego doprowadzić. Byłam jedyną osobą, u której zobaczyli prawdziwą determinację.
Wygrałam. Miałam 23 lata i zostałam managerem placówki jednego z większych banków w Polsce.
To był moment, w którym pierwszy raz w życiu uwierzyłam w siebie zawodowo. Pomyślałam sobie, że chyba czas bardziej siebie doceniać.
Objęłam niewielki oddział przy ulicy Wolskiej w Warszawie. Miałam 4 osobowy zespół i poczucie, że muszę udowodnić, że nikt się nie pomylił podejmując decyzję o przyznaniu mi nowej roli. Wciąż myślenie przez pryzmat braku pewności siebie.
Po 2 latach mój oddział jest na pierwszym miejscu w regionie, a ja znów zapragnęłam czegoś więcej.
Budowała się wtedy Galeria Młociny i wiedzieliśmy, że powstanie tam również oddział naszego banku. Przyszła do mnie myśl: .. kurczę.. Byłoby fajnie otwierać nowy oddział, zrekrutować nowy zespół. Perspektywa zatrudnienia 12 osób i budowania bazy klientów od nowa była czymś co mnie bardzo interesowało.
Znów nieśmiało zaczęłam rozmowę z moją przełożoną.: Justyna.. gdyby w najbliższym czasie otwierała się rekrutacja, jakiś konkurs na managera do Młocin, to ja chciałabym wziąć w tym udział.
No i to był drugi "kopniak" dający mi ogromny zastrzyk pewności siebie i udowodnienia mi, że nadaje się do tego co robię.
Justyna mi odpowiedziała: Agnieszka.. miałam to zostawić na inny czas, ale skoro już o tym rozmawiamy. Decyzja o Twoim transferze do Młocin zapadła już dawno. Bardzo się cieszę, że również masz te aspiracje.
SZOK i duma. Bardzo się cieszyłam i odczuwałam, że jest to mój duży sukces.
6 miesięcy prowadziłam zespół w Młocinach i kiedy już zaczęliśmy osiągać wyniki i wydawało się, że mogłam zacząć "odcinać kupony"od pracy, którą włożyłam w zbudowanie tej placówki, okazało się, że oddział w Arkadii jest w tragicznej sytuacji i wszyscy przełożeni widzą we mnie koło ratunkowe, żeby naprawić sytuacje tego oddziału.
Dostałam informację, że połowa zespołu jest do zwolnienia, reklamacja goni reklamacje, a kolejki się nie kończą. Kierownik tej placówki nie wytrzymał i właśnie złożył wypowiedzenie. Aga ratuj!
Objęłam ten oddział 6 grudnia w 2019 roku. Dokładnie w dniu 50 urodzin mojej mamy. Pierwszy miesiąc byłam cichym obserwatorem. Patrzyłam jak pracują, jak się ze sobą komunikują, jak komunikują się z klientami. Przemyślenia w trakcie tych obserwacji miałam jedne - to nie jest zespół. Nie ma żadnej komunikacji, nie ma motywaji, jest rezygnacja i złość.
Początek 2020 roku wybucha pandemia. Dramat. Galerie handlowe zamknięte. Dramat. Zespół: niezgrany, zdemotywowany i jeszcze bardziej wystraszony. Jak my wszyscy w tamtym czasie. DRAMAT!!!
Nie zwalniając nikogo dokonałam pewnych roszad w zespole, wykorzystując potencjał i talenty każdej jednej osoby i odpowiednio delegując zadania. Postawiłam na relacje i integracje. Poprosiłam Szefową, żeby mi zaufała i dała czas, a obiecam jej wyprowadzenie oddziału z tak dużym potencjałem na prostą. Po 2-3 miesiącach czułam, że ludzie się odbudowują. Nabierają do mnie zaufania, ale i zaczynają się starać. Widzę w nich chęci do pracy i uzyskiwania lepszych wyników. Mamy fajne relacje i co najważniejsze, mimo trudnych sytuacji, które się pojawiały, umiemy ze sobą rozmawiać i rozwiązywać problemy.
Moja intuicja i zmysł mnie nie zwiodły. Czułam, że rynek nieruchomości może ruszyć do przodu. Pracowałam w oddziale detalicznym, więc mój zespół nie był zbyt chętny do obsługikredytów hipotecznych. Przyznam szczerze, że wtedy sama jeszcze się na tym nie znałam. Był to długi i złożony proces. W banku mieliśmy od tego obszaru specjalistów. Natomaist ze względu na sytuację rynkową postanowiłam, że musimy się pochylić ku temu tematowi. Postawiłam na szkolenia i obiecałam zespołowi pełne wsparcie. Okazało się, że miałam nosa. W momencie w którym nie mogliśmy obsługiwać żadnych innych klientów, bo ich po prostu nie było, w kwietniu 2020 roku zaczęli w ilościach hurtowych zgłaszać się do nas klienci po kredyty hipoteczne.
Koniec 2020 roku - mój zespół jest numerem jeden w Polsce pod kątem uruchomionych hipotek.
Obsługując tak dużo kredytów hipotecznych sporo rozmawiałam z rzeczoznawcami. Pomyślałam sobie, hm.. młoda jestem, wciąż :), może warto poszerzyć edukację o wycenę nieruchomości.
No i tak trafiłam na studia podyplomowe z wyceny nieruchomości na SGH. Tam poznałam przyszłych rzeczoznawców, ale też pośredników nieruchomości.. i tak się to zaczęło..
To co oni opowiadali o tym co się dzieje na rynku, jak ta praca wygląda... Znów czułam się jak na studiach podczas praktyk u Irminy Gocan. Zaczełam chłonąć wiedzę o wycenach i pośrednictwie. Szala co raz bardziej przechylała się na rzecz pośrednictwa niż bycia rzeczoznawcą, bo dynamika pracy wydawała mi się ciekawsza. Oglądałam wszystko. Kanały na YT, wywiady, programy telewizyjne, konta w social mediach.
Myślałam sobie - boże ja też tak chce! Zapragnęłam być agentem nieruchomości no i zaczęłam się do tego bardzo mocno szykować. Oszczędzałam, bo wiedziałam, że ta praca wiąże się z dużym ryzykiem braku zarobku, zwłaszcza w pierwszych miesiącach pracy. Bałam się. Miałam świetną posadę, dobrą, stałą pensję i perspektywę wpisanania się na wyższe szczeble kariery w banku, w którym pracowałam już prawie 10 lat.
Do tego moje prywatne otoczenie, które mówiło mi: lepiej mniej zarobić, ale mieć pewne pieniądze co miesiąc. To jest bezpieczniejsze.
Nie wywodze się z rodziny przedsiębiorczej, więc przyjmowałam te argumenty i długo, długo wierzyłam w to co mówią. Mieli racje i wiem, że te słowa były wypowiadane z troski, jednak moja chęć zagłębienia się w świat nieruchomości była jeszcze większa.
Śmiało mogę powiedzieć, że 2 lata szykowałam się do wejścia w zawód pośrednika. Studia, odkładanie pieniędzy, analiza i weryfikacja różnych agencji.
Pamiętam bardzo dobrze dzień, w którym składałam wypowiedzenie i rozmawiałam z Szefową i Dyrektorem Regionu, który 6 lat wcześniej dał mi szansę zostania managerem na Wolskiej. I to właśnie on powiedział: "no i co, i teraz będziesz Agentka Kawka?" Uśmiechnęłam się i tak się właśnie stało.
02.02.2022 rozpoczynam pracę jako Agent Nieruchomości!
Comments